Gdyby nie ten spójnik

24 stycznia 2016

Cóż to za szwarccharakter wśród spójników? Mam na myśli „ALE” Wystarczy go użyć, by zaprzeczyć temu, co głosiło się chwilę wcześniej. Dla wielu to słowo jest jak wentyl bezpieczeństwa. Właściwie nic nie mam do samego „ALE”, ale… O widzicie, jak działa to paskudztwo!? Wystarczy chwila nieuwagi i ów spójnik wkrada się, wprowadzając zamieszanie.

DSC_8474Moja awersja do „ALE” bierze się stąd, że wielu ludzi kojarzy mnie z Kościołem. Oczywiście nie jest to wina wyglądu zewnętrznego. Swoją drogą ciekawe jest to, jak wygląda typowy katolik. Na przykład alumnów seminarium diecezjalnego łatwo jest poznać, ponieważ reprezentują oni swoisty atak klonów: fryzurka z przedziałkiem, szara lub czarna koszula i kurtka, czarne spodnie w kant i lakierki też czarne. Do tak eleganckiego wyglądu jest mi daleko. Zatem w moim przypadku podstawą owych kościelnych skojarzeń jest moja praca katechety. Podczas długoletniej praktyki niejednokrotnie słyszałem od moich uczniów lub przygodnie spotkanych ludzi następującą deklarację: Tak, ja też jestem wierzący, „ALE” niepraktykujący?. Tak oto „ALE” stało się dla nich najlepszą wymówką. To swego rodzaju wyznanie wiary tzw. katolicyzmu bezobjawowego. Najdziwniejsze jest to, że ludzie ci wierzą, że tak można. Na nic zda się nasze zdziwienie – jak można coś robić, jednocześnie tego nie robiąc, być, nie będąc? Ich wiara w ów cud jest niezłomna.

Dla wielu ludzi „ALE” w dziedzinie wiary jest zupełnie naturalne. Co ciekawe, dopuszczają je tylko w tej kwestii. W innych sprawach już tacy wyrozumiali nie są. Z jaką reakcją spotka się człowiek, który stwierdzi, że jest uczciwy, ale…? W moralności nie ma miejsca na margines. Czy można być uczciwym do pewnej kwoty albo w zależności od tego, wobec kogo mamy być uczciwi? Uczciwym się jest albo nie. Czy można praktykować ową cnotę, żyjąc nieuczciwie?

Jak zareagowałaby moja żona, gdybym przy ołtarzu powiedział, że ją kocham, ale…? Byłoby to zupełnie niestosowne. Użyte przeze mnie „ALE” mogłoby bowiem oznaczać, że „mam kogoś na boku” czy też dopuszczam możliwość zaistnienia pewnej sekwencji zdarzeń, w wyniku której moja miłość przestałaby obowiązywać lub mogłaby wygasnąć. Brzmiałoby to dość absurdalnie, szczególnie dla człowieka, któremu złożyłbym taką deklarację. To jakbym wyznawał miłość, tylko pod pewnymi warunkami.

Nie wierzę, że istnieje taka miłość czy uczciwość! Nie wierzę też, że można wyznawać Chrystusa i jednocześnie odrzucać Jego słowa. Jakub w swoim liście doskonale to ujął:

„Tak jak ciało bez ducha jest martwe, tak też jest martwa wiara bez uczynków” (2,26)

Jeśli nie ma objawów, można jedynie stwierdzić zgon. Święci byli ludźmi, którzy nie tylko wierzyli w Boga, ale nade wszystko na Nim oparli swoje życie i słuchali Go w najdrobniejszych kwestiach.

Kończąc tę refleksję, warto „pogdybać” – co by było, gdybyśmy na końcu, gdy staniemy przed majestatem Boga, usłyszeli: Jam jest Bóg miłosierny, ale…?